click me Click Me Click Me Click Me

22.12.2015

Wiem co robię - czyli o mojej świadomej decyzji

Poznaliśmy się 6 lat temu, zaręczyliśmy 5, a w tym roku minęło 4 lata odkąd jesteśmy małżeństwem. Pamiętam jak dziś, że nikt nie ułatwiał nam naszej decyzji, ale nikt nie mógł jej też zmienić. Postanowiliśmy się pobrać. Ja 20 - letnia dziewczyna i on 23 - letni chłopak.

Jeszcze nie tak dawno temu małżeństwo w młodym wieku nie było niczym niezwykłym. Niespełna osiemnastoletnie dziewczęta stawały na ślubnym kobiercu przyrzekając ukochanemu przed Bogiem miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Potem rodziły dzieci i zostawały z nimi w domu. W niektórych przypadkach szły do pracy. Nikogo to nie dziwiło, bo takie to były czasy. Świat ruszył do przodu i bardzo wiele się zmieniło. Możliwości wzrosły tak jak ambicje kobiet. Większość po ukończonej szkole ponadgimnazjalnej udaje się na studia, do pracy czy po prostu bawi się na całego trwoniąc pieniądze rodziców. Bo kiedy najlepiej się wyszaleć jak nie w wieku 16, 18 czy 20 lat? Nagle ślub w wieku 20 lat stał się czymś nad wymiar dziwnym. Skoro tak młodo zdecydowałaś się na za mąż pójście oznaczało to tylko jedno - WPADŁAŚ! Bo kto świadomy swoich czynów i nie postawiony pod murem zdecydowałby się na tak śmiały krok w tak młodym wieku. W końcu moglibyście się bujać w tej chwili po osiedlu za rączkę, upijać się piwem w okolicznym barze, szeptać sobie do ucha czułe słówka, a potem całować się bez opamiętania pod blokiem, bez konieczności prania brudnych majtek Twojego faceta następnego dnia.

Takiego zdziwienia i  braku poparcia dla decyzji doświadczyłam i ja. Korzystać z życia zaczęłam wieku 15 czy 16 lat. Zaczęły się wyjazdy na miasto, wypady do pizzerii, pierwsze nocne ogniska i dyskoteki. Zdążyłam się wyszaleć. W wieku 18 lat poznałam jego, mojego jedynego w świecie Ł. i PRZEPADŁAM. Uwielbiałam wsłuchiwać się w każdy dźwięk który wydawały jego usta, uwielbiałam topić się w tego oczach i kochałam uczucie kiedy dotykał mojej dłoni,a ja czułam się jakby przeszywał mnie delikatny strumień prądu. Zakochałam się i coraz mniej myślałam o imprezach, a coraz więcej o tym, że chcę spędzić z nim resztę życia. Chciałam małżeństwa, rodziny i stabilizacji. Chciałam żyć dla kogoś i chciałam żeby ten ktoś żył dla mnie. Chciałam mieć go już cały czas przy sobie. To nie był jeden z tych nastoletnich kaprysów tylko szczera prawda. 

Pamiętam jak dziś, kiedy po roku znajomości Ł. zabrał mnie do restauracji. Wiedziałam co się święci. Od początku naszej znajomości potrafiłam go rozszyfrować. Po obiedzie ukląkł na kolano i spytał czy zostanę jego żoną. O niczym innym nie marzyłam więc odpowiedź mogła być jedna - TAK. Choć kazałam mu zaraz wstawać, bo wszyscy wpatrywali się w nas jak w TV w niedzielę. Musiałam powiedzieć wszystkim i nie pamiętam ani jednej osoby,która by nam nie pogratulowała. Teraz wiem, że w ich mniemaniu zaręczyny to było wielkie NIC. W końcu pierścionek w każdej chwili można zdjąć i oddać nie mając żadnych długów.

Pół roku później postanowiliśmy rozpocząć przygotowania do ślubu. Ł. przyszedł z bukietem kwiatów dla mojej mamy i butelką najdroższej wódki dla mojego taty. Spytał czy zgadzają się na ślub. Choć widziałam w ich oczach strach ( w końcu byłam ich najmłodszą córeczką) wiedziałam, że nie powiedzą złego słowa i zawsze będą po mojej stronie. Gorzej poszło z rodzicami Ł. tata się nie ustosunkował, za to mama dość dobitnie dała do zrozumienia, żeby jeszcze to przemyślał i że to chyba za wcześnie na podejmowanie takich decyzji. Ł. jakby obeszło to bokiem. Przytaknął, ale już godzinę później rezerwowaliśmy lokal i orkiestrę. 

Powiadomienie znajomych. To dopiero było ciekawe. "Ty tak poważnie? Przecież to Twój pierwszy facet! Może z innym byłoby Ci lepiej", "No i gdzie będziecie mieszkać? U Twoich rodziców? Przecież Was nawet na mieszkanie nie stać", "Może powinnaś to jeszcze przemyśleć. Młoda jesteś na pewno się nie wyszalałaś". Takie i wiele innych zdań przewijało się przez następny rok mnóstwo. Pracowaliśmy, sami opłacaliśmy swoje studia,mieliśmy swoje oszczędności na wesele więc nikogo nie musieliśmy prosić o pożyczkę. Chcieliśmy ślubu i wzięliśmy go. To była nasza i tylko nasza decyzja. Wiedzieliśmy, że chcemy być ze sobą już na zawsze "w zdrowiu i w chorobie, w dobrej i złej doli".

I tak 17 września 2011r., w wieku 20 lat zostałam żoną. Żoną najwspanialszego mężczyzny na świecie. Żoną człowieka który skoczyłby za mną w ogień.


20.12.2015

Mama też człowiek

Ile razy zdarzało nam się zamykać buzię na kłódkę mimo tego, że chciałyśmy krzyczeć w niebo głosy, a na usta cisnęły się przeróżne epitety. Tak często staramy się tłamsić własne uczucia, że brakuje nam powietrza i zaczynamy się dusić... Dlaczego tak się dzieje? Przez to jedno zdanie ciągle pojawiające się w głowie: CO LUDZIE POWIEDZĄ?

Bycie rodzicem, bycie mamą to najodpowiedzialniejszy i najtrudniejszy zawód świata. Nie robimy w tym kierunku studiów, ani nie chodzimy na szkolenia,a jednak musimy wszystko wiedzieć i wszystko umieć. Jesteśmy budzikami, kosmetyczkami, fryzjerkami, stylistkami, kucharkami, szoferami, sprzątaczkami. Pracujemy 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu w domu bez prawa do zwolnienia chorobowego i urlopu, a zapłatą za nasz trud jest uśmiech naszego dziecka.

Poza pracę na pełen etat w domu, wiele z nas pracuje również zawodowo 8 godzin na dobę, 5 dni w tygodniu. Ale zaraz chwileczkę! Czy to oznacza, że doba ma 32 godziny? Skąd! Musimy wytrwać na dwóch stanowiskach w jednym czasie. Czy to w ogóle legalne?

Istnieje dziwne przekonanie, że kobieta - matka,nie ma prawa być zmęczona, w końcu jesteśmy tak zaprogramowane od pokoleń. Nie mamy prawa być zmęczone, nie mamy prawa narzekać, mamy zawsze ładnie wyglądać, nasz dom ma być nieskazitelnie czysty, obiad zawsze ugotowany i babeczki upieczone. Zmęczenie? Jakie zmęczenie? Przecież kiedy jesteś w pracy 8 godzin-odpoczywasz, to kiedy wrócisz do domu to możesz zająć się dzieckiem jednocześnie robiąc pranie i prasując partię ubrań z poprzedniego. Skądś to kojarzysz? A czy Twój mąż ,partner nie dał Ci czegoś takiego do zrozumienia? Zdarza się, że matka nie jest pytana czy nie ma ochoty odpocząć,zająć się sobą i czy po prostu najzwyczajniej w świecie jest szczęśliwa. Niektórych matek nikt nie chwali, że doskonale sobie radzą godząc ze sobą tyle rzeczy, bo przecież to oczywiste, że powinny.

Wyobrażasz sobie matkę, która w rozmowie z przyjaciółką mówi , że ma wszystkiego dość, chciałaby spakować swoje rzeczy i wyjechać na kilka dni by pobyć sama ze sobą. Że ma dość wiecznie nadętego męża który ciągle czegoś od niej wymaga, że chciałaby uciec od dziecka które już 3 dzień drze się bez opamiętania`i rzuca w nią zabawkami. Ona tego nie powie bo co powiedzą ludzie?

Każda Matka jest w stanie oddać życie za swoje dziecko. Uwielbia każdą chwilę z nim spędzoną, nawet kiedy układa z nim klocki i oczy mimowolnie jej się zamykają. Dziecko zawsze będzie dla Matki najważniejsze, ważniejsze nawet od niej samej. Matka najpierw da jeść dziecku, potem weźmie sobie. Kupi ubranie dziecku, dopiero później sobie. W razie choroby wyda krocie na lekarstwa dla dziecka, choćby dla niej miało braknąć. Każda z tych rzeczy to oczywista oczywistość.

Matka też kobieta, a jak kobieta to też człowiek. I w końcu nerwy jej puszczają i przyznaje się, że ma dość i chce odpocząć, że o 12 w południe ma ochotę się zdrzemnąć a zaraz potem pójść do kosmetyczki, że akurat tego wieczora chce uwolnić się od dziecka i leżeć w wannie pełnej piany godzinami. Przyznała się i poczuła na sobie te oskarżycielskie spojrzenia i usłyszała te szepty w których została nazwana wyrodną matką. Jak ona w ogóle może chcieć pozbyć się dziecka i na kilka godzin odwieźć do babci tylko po to by odpocząć?

Podejścia tych ludzi prawdopodobnie nic już nie zmieni, ale Ty Matko możesz zmienić swoje. Uwierz w to, że nie musisz udowadniać wszystkim, że jesteś idealna i potrafisz bez mrugnięcia okiem ogarnąć wszystkie ważne rzeczy. Jesteś tylko człowiekiem, a każdy człowiek bywa zmęczony i każdy człowiek ma swoje potrzeby, a te potrzeby nie muszą kręcić się tylko w okół dziecka. 

Jesteś tylko człowiekiem i AŻ MATKĄ!

I nie przejmuj się tym co mówią ludzie, bo oni zawsze będą gadać. To Twoje życie i masz je tylko jedno. 

http://www.tasteaway.pl/2014/07/30/nie-dogodzisz-ludzie-zawsze-beda-gadac/

18.12.2015

Jestem kelnerem - jestem nikim?

Jak dziś pamiętam dzień w którym skończyłam liceum. Byłam tam gdzie chciałam być, z jasnymi planami na przyszłość. Wiedziałam, że moje życie będzie kręcić się wokół turystyki, choć nie pomyślałam, że ukierunkuje się na gastronomię. Poszłam na studia. Zaocznie uczyłam się w Rzeszowie na kierunku Turystyka i rekreacja. W wieku 19 lat podjęłam swoją pierwszą pracę w zawodzie kelnera. Ot, tylko po to, by dorobić sobie do stażu który odrabiałam z UP. Szybko okazało się, że jestem w tym całkiem dobra. Byłam otwarta i bardzo dobrze rozmawiało mi się z ludźmi. Po 3 miesiącach z sali awansowałam na bar. Duma rozpierała mnie na maksa. Wtedy zdecydowałam, że to jest to co chcę robić w życiu. Przy wyborze specjalizacji na studia, nie wahałam się ani chwili - Hotelarstwo i Gastronomia.  Po roku rozpoczęłam pracę w 4* hotelu. Myślałam, że wiem już bardzo wiele, ale okazało się, że nie wiem nic. Jak się okazało wcześniej nie byłam kelnerem, a zwykłym podawaczem. Bo wiecie...Osoba która przyniesie i odniesie talerz to nie jest kelner. Żeby być kelnerem trzeba mieć doświadczenie, przeszkolenie i TO COŚ. 

Z uwagą przyglądałam się kolegom którzy już TO mieli. Chłonęłam od nich każdą informację i całą wiedzę jaką chcieli mi przekazać. W wolnych chwilach zaczytywałam się w materiałach dotyczących branży i ćwiczyłam swój angielski. Zapisałam się na kurs kelnerski do Krakowskiej Szkoły Restauratorów. W głowie kotłowało się milion pomysłów, na to jak rozkręcić restaurację, jak przygotowywać stoły na przyjęcie specjalnych gości, jak ulepszać naszą pracę. Wszystkie przekazywałam ówczesnej kierowniczce - dziewczynie bez doświadczenia i ze zdecydowanie zbyt wysoką oceną swoich umiejętności - z nadzieją, że doceni moje starania i awansuje mnie na Supervisora. Tak niestety się nie stało. Pomysły przypisała sobie, podpisując się pod nimi swoim nazwiskiem. Stałam w miejscu,  kiedy wszyscy inni wznosili się w górę. Los chciał, że po roku wylądowałam w małej, ale świetnej restauracji, gdzie nareszcie poczułam się doceniona. Skończyłam studia z bardzo dobrą oceną i wybrałam się na kurs baristy, aby ciągle uczyć się czegoś nowego i podnosić swoje kwalifikacje. Jestem w miejscu w którym chcę być. Z głową pełną pomysłów, które w końcu ma kto wysłuchać i nie kradnie mi ich bezczelnie. Teraz wiem, że mogę nazwać się KELNEREM i chciałabym żeby inni też tak mnie postrzegali. Pamiętam sytuację kiedy na niedzielny obiad przyszła rodzina - mama, tata i syn ok 16 lat. Przez cały obiad rozmawiali o szkole. "Jak nie będziesz się uczył to jedyne na co będzie cię stać, to zostanie kelnerem".

Niestety w dzisiejszych czasach KELNER JEST NIKIM. To służba która ma Ci podać to co chcesz i po Tobie posprzątać. Milion razy spotkałam się z sytuacją, kiedy goście restauracyjni gardzili mną, jakbym była człowiekiem niższego gatunku. Przynieś! Wynieś! Pozamiataj! Nie rozumiesz?! Głupia jesteś czy głucha?! - nie wszyscy goście są kulturalni, szczególnie po alkoholu. Kojarzycie sytuacje wyjęte żywcem z zagranicznych, starych filmów kiedy to goście restauracyjni pstrykają na kelnera? Jest to najbardziej znienawidzony ruch, przez wszystkie osoby pracujące w moim zawodzie i dla mnie oznacza kompletny brak szacunku. W niektórych krajach jest nawet zakazany. Jeden z moich znajomych, również kelner doświadczył czegoś jeszcze mniej przyjemnego. Jeden z gości gwizdnął za nim i krzyknął "Ej Ty!".Pamiętam jak dziś jak podszedł do niego i spytał czy widział tu gdzieś psa, a jeśli nie to dlaczego gwizda. Mina gościa bezcenna, z gatunku tych za które nie zapłacisz kartą MasterCard.


Jak ja radzę sobie w trudnych sytuacjach? Przez te 6 lat w zawodzie, nauczyłam się panować nad emocjami, zachowywać spokój i nie reagować na zaczepki. Grzecznie odpowiadam i próbuję rozładować atmosferę. Potem kieruję się na zaplecze i tam... tam to już mogę sobie przeklnąć. Często kiedy w restauracji pojawia się nowy gość, od progu potrafię ocenić, czy będą z nim jakieś problemy. Tak, to też jest zdolność którą nabyłam z czasem. Przyklejam mój "amerykański uśmiech" i zmierzam w jego kierunku.Wymiana krótkich zdań, jakiś żart i robi się luźniej. Dzięki temu, że nieraz goście spędzają w restauracji więcej czasu możemy nawiązać z nimi głębszą i dłuższą relację. W poprzednim miejscu pracy poznałam niesamowitych ludzi, którzy mieszkali w hotelu ponad rok. Do tej pory utrzymuję z nimi kontakt.

Przychodząc do restauracji pamiętajcie, że kelner też jest człowiekiem, studentem, matką, może po godzinach pisać wiersze, albo udzielać się charytatywnie. Nie znacie go, nie oceniajcie z góry. Wielu, naprawdę wielu z nich przygotowywało się do tego zawodu latami,poświęciło swój czas i pieniądze na kursy i szkolenia. Ktoś kiedyś powiedział "Nasz klient - nasz pan". Słyszałam lepszą wersję: "Nasz klient - nasz gość". Jeśli jesteśmy dla Ciebie, jako dla naszego gościa mili - odpłać nam się tym samym.

16.12.2015

MAMO! TATO! KUPA!

Kiedy Gabryś miał jakieś 1,5 roku, postawiłam sobie za cel, że nauczę go załatwiać się do nocnika. Pamiętam jak kupiłam mu w Pepco zestaw 3 majtek i byłam pewna, że mi wystarczy, bo w końcu było lato, to wszystko miało schnąć szybko. Pierwszego dnia, w ciągu 30 minut brakło mi i majtek i cierpliwości. Nocnik okazał się największym złem jakie ten świat mógł stworzyć. Łatwo się poddałam, bo w końcu "Sam będzie wiedział, kiedy przyjdzie odpowiedni czas". Wtedy śmiałam się z tych słów. Myślałam, że jeśli sama go nie nauczę, to będzie sikał w gacie do 7 roku życia. Ale odpuściłam. Temat wrócił kiedy przeprowadziliśmy się od moich rodziców do mieszkania. Któregoś dnia od tak ubrałam mu majtki. Od niechcenia. I niech się dzieje wola nieba! Wyjaśniłam powoli o co chodzi. Pokazałam stojący w pokoju nocnik. Młody przytaknął i nie dalej jak 5 minut później zesikał się w majtki. Popatrzył na mnie zniesmaczony i sam je sobie zdjął. Czuł, że coś jest nie tak, ale od tamtej pory zaczął siadać na nocnik. "Wpadki" zdarzały się jeszcze przez tydzień, a potem wszystko się uspokoiło. Pampers potrzebny był tylko na noc.

Kiedy z sikaniem poszło gładko,mieliśmy nadzieję, że kupa to tylko kwestia czasu. O jakże się myliłam! Nie pomagały ani prośby, ani groźby. Gdzie mu się zachciało tam robił. Kucał i kupa lądowała w majtkach.Od nowa zaczęła się nerwówka. Gabryś był zły kiedy kupsko w majtkach mu przeszkadzało. Był też zły,kiedy próbowaliśmy mu te brudne gacie przebrać. A wykąpanie go po"wpadce" było wręcz niemożliwe. 

Pewnego dnia, kiedy gotowałam obiad, zauważyłam, że Gabryś zniknął z pokoju. Zaraz jednak usłyszałam, że poszedł po nocnik. Przyniósł go sobie do pokoju, ściągnął gatki i działał. To już trwało chwilę, więc nie przykładałam do tego zbyt wielkiej uwagi. Za chwilę jednak Młody zawołał "MAMO! KUPA!". Z niedowierzaniem spojrzałam do nocnika. Była tam! BYŁA! Zaczęłam skakać z radości jak głupia. Od razu przypomniałam sobie, jak nabijaliśmy się z Ł.z rodziców którzy cieszą się z kupy. Nawet łzy zaczęły mi napływać do oczu. Brawo biłam przez dobre 5 minut. Kolejne 5 zajęło mi obdzwonienie szanownego Pana Taty i każdej Babci. Wszyscy chwalili go przez słuchawkę telefonu. Teraz już miało być z górki, ale oczywiście znowu się pomyliłam. Akcja była jednorazowa, bo jeszcze tego samego dnia,druga kupa wylądowała w majtkach. I tak przez kolejne dwa miesiące... Nie pospieszałam.Tym razem wiedziałam, że ta odpowiednia chwila w końcu nadejdzie. 

Nadeszła, dokładnie dwa tygodnie temu. Gabryś zaskoczył nas niezmiernie tym, że wszystko zaczęło lądować tam gdzie powinno, w momencie jego choroby. Ł. wysyłał mi do pracy pełne dumy SNAPy i dzwonił chwaląc każdy jego postęp w tej kwestii. Byłam dumna! Jestem dumna! W końcu nam się udało! I tylko teraz koledzy z pracy śmieją się ze mnie, że tak cieszę się z każdej kupy w nocniku, a ja śmieję się z nich, bo wiem, że oni też kiedyś będą się z takich rzeczy cieszyć :)

http://www.agito.pl/okt-kids-nocnik-hippo-limonka-pl-835842-864816/pd/DTRFPMBBM/


Ten śmierdzący post kończę jeszcze tylko prośbą o kciuki w kwestii pozbycia się pampersa na noc ;)

14.12.2015

Rodzice - Co to za towarzystwo?

Odkąd pamiętam, zawsze otaczało mnie mnóstwo ludzi. Jestem osobą otwartą i zawsze lubiłam przebywać z większą grupą znajomych. Wiedziałam, że gdzie się nie ruszę, to spotkam kogoś kogo znam i kto chętnie napije się ze mną kawy, herbaty czy piwa. Samotne siedzenie w domu po prostu mnie nudziło. Wokół mnie musiało się coś dziać i zawsze musiałam mieć kogoś przy sobie.

Kiedy zaszłam w ciążę, w zasadzie wiele się nie zmieniło. Ciągle wychodziliśmy na imprezy, jednak do domu wracaliśmy zdecydowanie wcześniej i w stanie zdecydowanie bardziej znośnym. Nie było już długiego sączenia piwka wieczorami, czy nocnych przechadzek po klubach. Wszystko się uspokoiło, ale nadal miałam przy sobie ważnych dla mnie ludzi. Na żywo, czy przez telefon.

Kiedy urodził się Gabryś, fala znajomych spłynęła na nasz dom. Każdy chciał zobaczyć nowego członka naszej paczki i oficjalnie go przywitać. Kiedy wielki BUM minął, znajomi zaczęli znikać. Winę za to zwalałam, na to, że mieszkaliśmy u moich rodziców w jednym pokoju razem z dzieckiem. Nie mogliśmy więc posiedzieć do późna i gadać o głupotach, bo Młody przebudzał się przy każdym głośniejszym dźwięku. 

W pewnym momencie poczułam się całkiem SAMA. Nie było już nikogo kto wpadałby na kawę częściej niż raz na miesiąc. Sama nie mogłam tego zrobić, bez Młodego na rękach. Zdarzały się dni,kiedy chciało mi się wyć w niebo głosy, bo zwyczajnie nie miałam się komu wygadać. Jeśli już ktoś taki się pojawił, to czułam się jakbym mówiła do ściany, bo druga strona dzieci nie miała,więc jak mogła zrozumieć? O czym miałam z nią rozmawiać? O tym, że karmienie piersią mi nie idzie? Że Młody pół nocy nie spał bo kolkę miał? A może o tym, że kupa była zielona i cały dzień przeglądałam internet żeby dowiedzieć się dlaczego?

Paradoksalnie jednak, na portalach społecznościowych, gdzie zamieszczałam zdjęcia Gabrysia, wszyscy się nim zachwycali i gratulowali mi cudownego synka, raz po raz powtarzając w komentarzach, że muszą nas odwiedzić. Na komentarzach w 90% przypadków jednak się kończyło, bo dobrze jest być "Ciocią" czy "Wujkiem", ale tylko na odległość.

Miałam nadzieję, że wiele zmieni się, kiedy przeprowadzimy się do mieszkania. W końcu Gabryś zyskał swój pokój, a i my mieliśmy swoje cztery kąty niedużego, ale jednak - salonu, w którym możemy przyjmować znajomych. Niestety na nadziei się skończyło. W najlepszym przypadku, ktoś zagląda do nas raz w tygodniu, a w najgorszym to przez 2 miesiące nikt nie przyszedł i nawet nie pofatygował się z SMSem co u nas, jednocześnie cięgle pozostając w kontakcie komentarzowym pod zdjęciami na FB.

Najbardziej śmieszą mnie czasem pojawiające się krótkie wiadomości, mające na celu uzyskanie wszystkich - potrzebnych to tworzenia plotek - informacji. Bo potem fajnie jest z tą drugą czy trzecią koleżanką skomentować co to się u nas dzieje, przy piwku w barze.

Niechętnie, jednak muszę stwierdzić, że Młodzi rodzice, są swego rodzaju trędowatymi wśród swoich znajomych. Odsuwani na dalszy tor, z dziwnych i bliżej nieokreślonych powodów. Bo czy to, że nie chcę pić wódki do nieprzytomności oznacza, że jestem kimś gorszym, kto nie jest wart tego, żeby poświęcić mu odrobinę czasu?

Z tego miejsca chciałam podziękować tym, którzy przez ten cały czas przy nas byli. Jeśli nie blisko na wyciągnięcie ręki, to w telefonie czy w internecie. Tym którzy zapraszali nas na swoje większe i mniejsze uroczystości i imprezy, mimo to, że przychodziliśmy na nie z dzieckiem i tylko na godzinę czy dwie.

12.12.2015

Ulubione bajki Gabrysia

Przyznaję się bez bicia. Moje dziecko ogląda bajki, lubi to robić, więc ja rozsądnie mu na to pozwalam :) Jakie jest nasze TOP 5?

5. Piąte, ale mimo to bardzo dobre miejsce na liście Gabrysia należy do bajki SAMOLOTY2. Dlaczego nie pierwsza część? Pewnie dlatego, że jeszcze jej nie oglądaliśmy. Losy przesympatycznego samolotu o imieniu Dusty, poznaliśmy w skrócie w drugiej części. Gabryś był tak zafascynowany, że oglądaliśmy tę bajkę codziennie rano przez jakieś 3 tygodnie. Od początku do końca. Całe 1,5 godziny. A o co w niej chodzi?  Słynny samolot wyścigowy Dusty dowiaduje się, że jego silnik został uszkodzony i może już nigdy nie wystartować w zawodach. W serii niefortunnych zdarzeń, Dusty decyduje się wstąpić do brygady strażaków. Jakie przygody na niego czekają? Sprawdźcie sami!

http://film.onet.pl/samoloty-2

4. Czwarte miejsce zajmują... AUTA! Jeszcze do niedawna nr 1 w naszym domu, teraz zepchnięte na nieco dalszy plan, ale nadal jak najbardziej na czasie. Podobnie jak SAMOLOTY, może oglądnąć tę pełnometrażową bajkę od początku do końca.Jest to opowieść o samochodach, które za wszelką cenę chcą wygrać wyścig i zdobyć nagrodę jaką jest Złoty Tłok. Główny bohater Zygzak McQueen wyrusza  do Kalifornii aby wziąć udział w rywalizacji. Pewnej nocy wypada jednak z przyczepy ciężarówki i gubi się zjeżdżając z autostrady. Po drodze czeka na niego wiele przygód, które odmienią jego życie... 

http://autaautkaauteczka.blog.pl/

3. Brąz wędruje do... MUMINKÓW! Będąc dzieckiem, mogłam oglądać w kółko ich dziwne, niezwykłe i nieprawdopodobne przygody. Teraz robi to Gabryś, szczególnie przepadający za odcinkami z Buką ;) Muminek wraz  z przyjaciółmi - Ryjkiem, Włóczykijem, Małą Mi oraz Panną Migotką - przeżywają niezapomniane przygody. 




2. MASZA I NIEDŹWIEDŹ. Piękny srebrny medal dla tych pięknych opowieści o przyjaźni. Bo przecież przyjaźń nie zna żadnych granic!

http://chomikuj.pl/waldi47/Masza+i+Nied*c5*bawied*c5*ba+HD

1. Pierwsze miejsce i złoty medal należy zdecydowanie, do tego czarnego Pana mieszkającego pod ziemią. KRECIK. Uspokoi, rozbawi, wzruszy. Choć prawie nic nie mówi, potrafi tak wiele nauczyć. MALEŃKI! JESTEŚ WIELKI! A Twoje przygody będą towarzyszyć dzieciom z pewnością jeszcze przez wiele, wiele lat!

http://czechofil.com/2014/10/25/nowe-odcinki-krecika-juz-wkrotce/

Jak widać stare bajki mieszają się u nas z nowymi. Cieszę się, że Gabryś potrafi docenić też prostotę tych starszych :)

A jakie jest Wasze TOP 5?





P.S. Na naszym PROFILU NA FACBOOKU, mam dla Was ROZDANIE. Do wygrania wybrana girlanda ze sklepu LaMaDo. ZAPRASZAMY! :)

10.12.2015

Mam Cię na oku! D-Link EyeOn Baby Camera

O zakupie niani elektronicznej myśleliśmy już kiedy byłam w ciąży. Wiadomo, że niemowlę warto jest mieć cały czas pod kontrolą. Ostatecznie jednak stwierdziliśmy, że nie ma sensu wydawać pieniędzy na kolejny gadżet, skoro mieszkając u moich rodziców, do całkowitej dyspozycji mieliśmy tylko jeden pokój. Mając dziecko cały czas przy sobie, niania zdawała się być całkowicie zbędna.

Z biegiem czasu zauważyliśmy jak bardzo się myliliśmy. Zwykła kąpiel w oddalonej o kilka metrów łazience, była wyścigiem sama w sobie. Nie wiedząc co dzieje się z dzieckiem za ścianą, wszystkie czynności wykonywaliśmy 5 razy szybciej, a co 10 minut dla pewności uchylaliśmy skrzypiące drzwi, aby sprawdzić czy Młody na pewno śpi. Zarówno dla mnie jak i dla Ł. była to męczarnia, szczególnie kiedy te skrzypiące drzwi przez przypadek obudziły Gabrysia.

Kiedy Gabryś podrósł i przeprowadziliśmy się do naszego 38m mieszkania, kompletnie zapomnieliśmy o istnieniu takiego sprzętu, aż do pewnego dnia, a był to dzień jak co dzień. Gabriel zjadł śniadanie i oglądał swoje ulubione bajki w TV. Postanowiłam tę chwilę wykorzystać na szybki prysznic. Po kilku minutach, pomiędzy dźwiękiem uderzania wody w brodzik usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Jak oparzona wyskoczyłam z łazienki, łapiąc w pośpiechu ręcznik i pobiegłam do salonu który łączy się z kuchnią. Gabriel stał na szafce w kuchni i patrzył na rozbitą na podłodze szklankę. Serce waliło mi jak szalone. A gdyby to nie szklanka spadła, tylko on? W ciągu kilku minut nauczył się wchodzić na krzesło barowe, z niego na ladę, a z lady na szafkę. Jest już duży i przychodzi mi do głowy coraz więcej głupich pomysłów, Wtedy znowu zaczęliśmy rozmowy o elektronicznej niani. Poszukiwania tej idealnej trwały bardzo długo, ale udało się i w naszym domu zawitała Niania Elektroniczna z kamerką D-Link EyeOn Baby od D-Link Polska

Czemu akurat ta? Według nas D-Link EyeOn Baby spełnia wszystkie funkcje, jakie powinna mieć elektroniczna Niania. Czym więc kierować się przy wyborze tej jedynej?



Elektroniczna niania ma "pomagać nam w opiece nad dziećmi". Poinformować, że dziecko właśnie się obudziło lub zaczęło płakać. Elektroniczna niania składa się z nadajnika i odbiornika, nadajnik ustawiamy w pokoju, w którym śpi niemowlę a odbiornik ma przy sobie rodzic. W przypadku EyeOn Baby nadajnikiem jest kamera, a odbiornikiem może być Twój smartfon czy tablet. Wybór należy do Ciebie. 


W opakowaniu znajdziemy:
- elektroniczną nianię z kamerą EyeOn Baby
- płytkę do montażu na biurku/szafce itp
- wymienne obudowy w kolorze niebieskim i różowym, co jest świetnym rozwiązaniem dla rodziców którzy lubią określać swoje dzieci kolorami ;)
- stelaż do montażu na ścianie
- adapter zasilania
- naklejki z ostrzeżeniami na kabel.

Konfiguracja kamery jest bajecznie prosta. Nawet ja, wróg podłączania jakichkolwiek urządzeń elektrycznych dałam sobie z nią radę. Podłączamy EyeOn Baby do zasilania. W tym miejscu nie mogłabym wspomnieć o tym, czego niektórym mogłoby brakować, a mianowicie zasilania na baterie - zwróćmy jednak uwagę, że w dzisiejszych czasach, brak gniazdka z prądem nie jest żadnym problemem, w końcu na rynku powszechnie dostępne są wszelkiego rodzaju banki energii. Czekamy, aż dioda LED zaświeci się na zielono. Kiedy to nastąpi pobieramy na nasz telefon czy tablet aplikację "mydlink Baby" dostępną bezpłatnie zarówno w systemie Android jak i iOS, która sama od początku do końca poprowadzi nas przez proces konfiguracji kamery. 

Bezprzewodowo można połączyć się na trzy sposoby:
- ZDALNIE - podłączając kamerę do internetu, co pozwala nam na podglądanie dziecka kiedy jesteśmy w pracy, na siłowi, czy nawet w podróży, setki km od domu. Jest to idealne rozwiązanie,kiedy chcemy sprawdzić, jak w opiece nad dzieckiem radzi sobie tatuś, czy zatrudniona niedawno niania.
- W DOMU - podłączając kamerę do domowej sieci bezprzewodowej, co pozwoli nam na spokojny prysznic, czy ugotowanie obiadu i równocześnie podglądanie bawiącego się w drugim pokoju dziecka.


- W PODRÓŻY - podłączając się do sieci bezprzewodowej utworzonej przez kamerkę EyeOn Baby,gdzie nie jest wymagane połączenie z internetem. 

Jakie dodatkowe funkcje posiada D-Link EyeOn Baby Camera?
Poza tym, że możemy podglądać nasze dziecko na żywo nawet w jakości HD, możemy również łatwym ruchem zbliżać i oddalać obraz. Nieraz zastanawiam się co to mój Młody znalazł pod łóżkiem i niebezpiecznie zbliża do ust. Ostatnio okazało się, że był to chrupek :D Bez problemu  możemy monitorować dzieciaki również nocą, dzięki automatycznej zmianie na tryb nocny,kiedy się ściemnia.
Dzięki wejściu na kartę microSD, możemy dowolnie chwytać wszystkie chwile które spędzamy razem. Ja robię to bardzo często! Szczególnie kiedy podglądam bawiących się wspólnie chłopaków ;) Rozczula mnie taki widok :) 



Dzięki funkcji dwukierunkowego dźwięku, mogę podsłuchiwać co dzieje się po drugiej stronie, a także dopowiedzieć swoje. Ostatnio rozbawiła mnie sytuacja, kiedy Gabryś opowiadał tacie nową książkę którą kupiliśmy. Biedny Ł. z trudem rozumiał o czym Młody mówi, więc podpowiadałam mu przez kamerkę, że AKATAKA to taki czar :D




D-Link EyeOn Baby Camera posiada również czujnik temperatury ( który bada otoczenie dziecka. Wskaźnik LED na górze kamery,zmieniając kolor wskazuje nam czy w pokoju dziecka jest za zimno, za ciepło, czy w sam raz - mnie generalnie ta lampka denerwuje bo w nocy świeci dość jasno więc stale jest wyłączona), a także funkcję wykrywania dźwięku czy ruchu, co pozwala na natychmiastową reakcję w przypadku płaczu maluchów.

Żeby tego wszystkiego było mało EyeOn Baby zadba także o spokojny sen dzięki 5 kołysankom które możemy dowolnie zmieniać, będąc nawet bardzo daleko ;)

Kamerką możemy dowolnie zarządzać z poziomu naszego telefonu czy tabletu. Tak więc każdą potrzebną nam funkcję możemy włączyć, a nie potrzebną - wyłączyć ;) Bardzo istotną rolę, mają tu również powiadomienia PUSH, dzięki którym w ułamku sekundy otrzymujemy informację na temat ruchu czy płaczu dziecka, jak i zmiany temperatury w pomieszczeniu.




Generalnie NIANIA ELEKTRONICZNA JEDYNA W SWOIM RODZAJU! Po tych 2 tygodniach użytkowania wiem, że nie zamieniłabym jej na żadną inną, bo ma wszystko o czym tylko moglibyśmy pomarzyć. Dzięki niej trochę zwolniliśmy w wykonywaniu prostych codziennych czynności i mamy więcej czasu dla siebie.

Zapraszam Was serdecznie na stronę D-Link Polska na Facebooku a także na Stronę Internetową, gdzie możecie dowiedzieć się więcej na temat EyeOn Baby, a także innych wspaniałych gadżetów.



8.12.2015

Czego może nauczyć Cię dziecko?

"Dziecko może nauczyć dorosłych trzech rzeczy: cieszyć się bez powodu, być ciągle czymś zajętym i domagać się ze wszystkich sił, tego czego się pragnie"
Paulo Coelho

My jako rodzice, mamy w obowiązku nauczyć nasze dzieci wszystkiego, co przyda im się w życiu. Chodzenia, mówienia, samodzielnego jedzenia, korzystania z toalety. Jest tyle do zrobienia, a czasu wydaje się być ciągle mało. Jednak teraz zastanówmy się przez chwilę, czego uczą nas dzieci?

1. Panowanie nad emocjami.
O tak! Ile to razy byłaś wystawiana na próbę? Dziecko po raz 100 zesikało się na podłogę. Darło się cały dzień bez opamiętania. Rzucało w Ciebie zabawkami, książkami, ubraniami. Ile razy zwaliło ten sam kwiatek z parapetu? Ile razy... No właśnie. Ile? A Ty z każdym razem do tematu podchodziłaś bardziej opanowana i z większą dawką zrozumienia. Bo przecież to tylko dziecko,bo przecież każdy może mieć gorszy dzień.



2. Angażowanie  w 100%
Często zabierając się do czegoś, nie mamy zbyt dużego zapału i lecimy po łebkach. Dziecko natomiast albo czegoś po prostu nie robi, albo angażuje się w to w 100% - robiąc to zawsze całym sobą.

3. Spontaniczność
Kto jak nie dziecko tak szczerze i bez zastanowienia okazuje emocje? Przytula i całuje w miejscu publicznym, nie zważając na to czy ktoś patrzy ;) Biegnie do Ciebie, po 5 godzinach  spędzonych w przedszkolu uradowane krzycząc "Mamusiu!" i rzuca Ci się na szyję. Nikt w swoich czynach nie jest tak spontaniczny jak dziecko.

4. Beztroska
Spójrz teraz na swoje dziecko. Czy ono przejmuje się tym co myślą o nim inni? Czy interesuje się tym, że ktoś źle na niego spojrzy kiedy ubierze się w strój batmana i będzie chciał spędzić w nim cały dzień na placu zabaw?

5. Szczerość
Nikt na tym świecie nie jest tak szczery we wszystkim co robi i mówi ( no chyba, że ktoś pod poważnym wpływem alkoholu) jak dziecko. Ono zawsze zareaguje tak jak dyktuje mu to serce, a nie rozum. Nie zastanawia się 5 razy zanim coś zrobi/powie - ono po prostu DZIAŁA!

6. Elastyczność 
I nie mówię tu wcale o rozciągliwości i umiejętność robienia szpagatów. Dziecko które w jednym momencie płacze, za chwilę śmieje się do rozpuku. Nie rozpamiętuje nieszczęść jakie je spotkały. Nie przywiązuje uwagi do sukcesów i porażek. Żyje daną chwilą. CARPE DIEM.

7. Radość z drobnych przyjemności
Delektowanie się chwilą? Rzucanie kamyków do wody, tarzanie się w piasku, bieganie bez butów po trawie, rozrzucanie jedzenia wokół siebie, ciapanie się w kałuży. Spróbuj czasem zrobić to ze swoim dzieckiem i ciesz się! Przypomnij sobie, że sens czynnościom nadajesz TY!



8. Świadomość własnych mocy
Dla dzieci nie ma rzeczy niemożliwych, w ich własnych wyobrażeniach są najpotężniejszymi ludźmi na ziemi i nic nie stanie im na przeszkodzie, by pokonać wrogów zwykłym patykiem, czy przepłynąć ocean na drewnianej tratwie. Przekopanie się na drugi koniec świata z własnej piaskownicy to PIKUŚ! Świat należy do nich i nic nie jest im straszne.

Czasami chciałabym znowu poczuć się jak dziecko, nieświadome tego jak podły i okrutny jest świat. Nie spieszyć się nigdzie, przystanąć i patrzeć w niebo. A może warto choć na jeden dzień, chwycić swoje dziecko za rękę i dać mu się poprowadzić, zapominając o reszcie świata? Niech to ono będzie naszym nauczycielem. Nauczycielem który nie daje nam pogadanek na temat tego co robimy źle, ale ciągle prowadzi do tego abyśmy stali się kimś lepszym...


6.12.2015

#Wishlist Matki, czyli co chciałabym znaleźć pod choinką

Co chciałabym znaleźć pod choinką? Pytanie trudne, ale odpowiedź łatwa. Nie mogę mieć zbyt długiej listy życzeń. Mogę liczyć co najwyżej na jeden prezent z kategorii "Od męża". Podarki otrzymują jedynie dzieci. Nie oznacza to jednak, że nie mogę sobie pomarzyć. W końcu może gdzieś tam istnieje jednak Święty Mikołaj i postanowi mnie zaskoczyć ;)

Portfel Wittchen
W tamtym tygodniu pojawiły się w Lidlu. Mój stary portfel, wydaje się być już zmęczony. Wymarzył mi się wiec duży, skórzany, czerwony portfel, który pomieściłby wszystko czego potrzebuję :)

http://gala24.pl/product-pol-644-Portfel-damski-WITTCHEN-10-1-062-czerwony.html

Perfumy Christian Dior J'adore
Pokochałam je od pierwszego dnia którego dostałam je od mojego brata. Jedyne które tak idealnie do mnie pasują. Chciałabym znowu się nimi "otulić".
http://royalperfumes.pk/j-adore-dior-perfume.html

Szczoteczka elektryczna Oral-B Braun
Tak zwykła rzecz, a niesamowicie by mnie ucieszyła. Bez okazji pewnie bym jej sobie nie kupiła, ale chętnie zobaczę ją wśród gwiazdkowych prezentów.
http://allegro.pl/show_item.php?item=5792594976&utm_source=google&utm_medium=cpc&ev_campaign=PLAAllegro#imglayer

Aparat fotograficzny
Z pewnością najdroższa rzecz na mojej wishliście. Kompletnie nie znam się na aparatach. Chciałabym tylko by był dobry i robił znakomite zdjęcia. A może polecicie mi jakiś konkretny? Mnie jakoś ciągnie do Nikon'ów :) Jakieś inne propozycje?

https://pl.wikipedia.org/wiki/Nikon_D3100

Gra planszowa KOLEJKA
Idealna na wieczory z przyjaciółmi, czy rodziną. Coś przy czym chętnie, razem spędzimy czas!

http://www.empik.com/trefl-kolejka-gra-strategiczna-trefl,p1102872966,zabawki-p

Jak widać nie jestem zbyt wymagająca :D Kilka tysięcy na koncie mojego Mikołaja i Amelka będzie bardzo zadowolona :D

4.12.2015

Piękna, Polska, Złota Jesień

Tak pięknej i ciepłej jesieni, nie widziałam już dawno. Rozkoszowałam się tymi złotymi liśćmi i delikatnymi podmuchami wiatru. Siadałam wtedy na ławce i łapałam ciepłe promienie słońca, podczas gdy Gabryś śmigał na swoim rowerku biegowym. Odkąd opanował jazdę do perfekcji, mógłby wcale się z nim nie rozstawać. Ale sielskie chwile minęły i zrobiło się zimno. Pierwszy mróz, pierwsze skrobanie szyb i pierwszy śnieg. Lubię zimę, ale tylko wtedy kiedy nie muszę się nigdzie spieszyć i kiedy jestem zdrowa. Niestety na styku jesieni i zimy zawsze rozgrywa się u mnie ten sam scenariusz. Ból głowy, ból gardła, katar, zatkany nos, kaszel, gorączka. JESTEM CHORA. I tak leżę w domu i wspominam dni, kiedy jeszcze było fajnie. Bo teraz nie jest. Szczególnie, z tym antybiotykiem obok...

Zdjęcia zrobione w Mieleckim Parku Leśnym :) Fajnie jest patrzeć, jak moje miasto się rozwija i jak powstaje wiele miejsc, do których można się wybrać odpocząć.










Kochani, poza tym miejscem znajdziecie nas jeszcze na Facebooku i Instagramie. Odnośniki znajdziecie w lewym górnym rogu bloga na nagłówku :)
Na Facebooka zapraszam Was szczególnie,bo w tym momencie trwa rozdanie, a do wylosowania są naprawdę fajne nagrody :)

2.12.2015

Kochany Święty Mikołaju, czyli jaki prezent dla 2,5 rocznego dziecka? #Wishlist

Mój 2,5 latek zobaczył dzisiaj w telewizji reklamę w której dziecko otrzymało od Mikołaja prezent. Tak... To ta reklama, na której tak strasznie się rozczuliłam kiedy po raz pierwszy ją zobaczyłam. Wiecie o której mówię? Taka w której ojciec przebrany za Mikołaja wręcza prezent małemu dziecku, potem ten chłopiec jest już mężczyzną i prezentem jest brzuszek ciążowy owinięty kokardką, potem ten sam chłopak daje malutki prezencik swojemu maluszkowi, a potem sam przebiera się za Mikołaja i daje prezent swojemu już nieco starszemu synkowi. Wiecie o którą reklamę mi chodzi? Zresztą... Nie ważne. Nie o tym miałam pisać. W każdym razie Gabriel zobaczył tą reklamę, wstał i stanowczo powiedział, że chce prezent. Rozbawiło nas to niesamowicie, ale z pełną powagą wyjaśniliśmy, że najwcześniej Mikołaj przyjdzie do niego dopiero w niedzielę. Co widzę owinięte w te piękne kolorowe papiery? Co sprawi przyjemność Gabrysiowi?

1." TURLUTUTU Gdzie jesteś?" i "TURLUTUTU na wakacjach" - czyli coś do naszej biblioteczki
http://www.empik.com/turlututu-gdzie-jestes-tullet-herve,p1110419160,ksiazka-p

http://www.legolas.pl/9788362965083/Turlututu-na-wakacjach.html

W pierwszej części zakochaliśmy się już od pierwszej kartki. Wciskanie guzików, dmuchanie, potrząsanie. To nie jest książka tylko do czytania, ale także do WSPANIAŁEJ ZABAWY! Wydawnictwo Babaryba trafiło w 10!

2. Tablica - czyli coś do rozwijania umiejętności wszelkich

http://www.babymeble.pl/tablice-dla-dzieci-k312/

O tablicy myśleliśmy już w tamtym roku, jednak ostatecznie zdecydowaliśmy, że Gabryś był jeszcze wtedy za mały. Teraz tablica sprawdzi się znakomicie! Tablica kredowa nada się idealnie do rysowania, różnorodnych buziek, co ostatnio Gabryś ćwiczy cały czas. Tablica magnetyczna, pozwoli na przypinanie ulubionych cyferek i literek .

3. Zabawkowy traktor

http://prubiren.pl/big-jezdziki/832-zabawka-traktor-porsche-diesel-junior-na-pedaly-big.html

Coś co koniecznie musi wypełnić jedną z paczuszek. Gabryś dostał świra na punkcie traktorów, a jeden pożyczony od sąsiada już ledwo zipie. Nic nadzwyczajnego. Ot normalny, plastikowy traktor.

4. Auto z napędem

http://archiwum.allegro.pl/oferta/auto-cars-zygzak-mc-qeen-naped-i4014689861.html

Autko które napędza się poprzez nakręcenie kół? Hit ostatnich miesięcy w naszym domu! Nie pogardzimy kolejnym, a najlepiej takim jak wyżej ;)

5. Skarpetki SOXO z podeszwą - coś dla marznących stópek

http://www.bambina.co.nz/shop/SHOP+BY+BRAND/soxo/Soxo+Slipper+Socks-2.html

Dla nas świetne pod każdym względem. Idealna alternatywa dla papci.

Jak widzicie, nie ma tu jakiś wygórowanych zachcianek. Na drogie i tandetne prezenty przyjdzie jeszcze czas jak Młody podrośnie. W końcu wtedy sam będzie sobie wybierał ;P

A jak wygląda lista prezentów dla Waszych dzieciaków?