click me Click Me Click Me Click Me

31.08.2015

Wyrodna matka? Jestem definicją...

Patrzę na swoje odbicie w lustrze i zastanawiam się, czy to prawda? Czy jestem definicją wyrodnej matki sama w sobie? Kilka rozmów, kilka wpisów na blogach tych idealnych i wszystko jasne. Tak to prawda. Chyba jestem.

1. Pracuję. To chyba największa z moich win. Co gorsza na trzy zmiany i mam nielimitowany czas pracy. Czasem 4, czasem 8, czasem 12, a czasem 24 godziny.

2. Nie gotuję dziecku osobnych posiłków. Odkąd Gabryś skończył rok, je już wszystko to co my. Dosłownie wszystko na co tylko ma ochotę, bo po pierwsze szkoda mi czasu, a po drugie myślę, że mu to nie szkodzi.

3. Fast foody i słodycze. Zabieram Młodego do McDonaldsa gdzie zajada się frytkami, gdy nie chce mi się gotować kolacji. Czestuję pizzą przy wieczornym seansie bajek, a pierwszego lizaka dostał zaraz po ukończeniu 12 msc. Kupuję mu jajka niespodzianki i daję do picia Kubusia. Nie jestem maniaczką konserwantów i nie sprawdzam nałogowo etykiet.

4. Oglądamy bajki. Z mojego porannego lenistwa, nie zrywam się, gdy tylko usłyszę, że Młody zwleka się z łóżka. Czekam aż przyjdzie do mnie i namówi mnie na setny z kolei seans Aut lub Samolotów. Wieczorem przy kolacji koniecznie na ekranie pojawia się krecik lub Masza i Niedźwiedź.

5. Przeciągamy dobę. Zdarza się, że na placu zabaw przesiadujemy do 21. Albo wracamy od znajomych po 22. Nie mamy określonego harmonogramu snu czy jedzenia. Każdy dzień jest inny.

6. Daję sobie pomagać. Mama lub teściowa chcą dać nam obiad? Nie ma problemu, nie będę nikomu udowadniać, że codziennie muszę sama zrobić zupę, drugie danie i upiec ciasto. Urodziny? Wesele? Parapetówka? Nie wstydzę się prosić o zajęcie się Gabrysiem.

7. Przedszkole. Wysyłam dziecko pod opiekę do obcych ludzi, zamiast zrezygnować z pracy i siedzieć z nim w domu, lub zostawiać u babci jednej czy drugiej.

8. Nie karmiłam piersią. Nie wyszło. Trudno. Przeszliśmy na butelkę i oboje żyjemy i mamy się dobrze.

9. Urodziłam przez cesarskie cięcie, a przecież to nie poród, a jak nie poród to co ze mnie za matka.


28.08.2015

Jestem sobie przedszkolaczek...

"Mamuś, wstajemy! Załóż mi proszę wygodne dresy i kapcie, których nie będę musiał wciskać siłą. Zostaw w szatni coś na przebranie – wiesz, czasem łyżka tańczy w zupie, czasem żal mi zostawić w sali zabawki i… toaleta tak daleko wydaje się wtedy. Mamuś, wiem, że moje pójście do przedszkola przeżywasz bardziej niż ja. Jestem twoim skarbem, kruszynką, maluszkiem, żabką, księżniczką, misiaczkiem… Wiem Mamciu... Wiesz co, muszę Ci powiedzieć, że nam obojgu będzie trudno się rozstać. Ale tylko na początku, kilka dni. No może kilka, kilka. I wiesz co, Mamciu? Może przyjść mi do głowy (najczęściej w przedszkolnej szatni) kurczowe trzymanie się Twojej nogi, trzymanie Twoich rąk, błaganie, żebyś mnie nie zostawiała, nie porzucała, nie odchodziła beze mnie! Mamciu bądź silną kobietą – Twoja siła ducha pomoże mi oswoić się z nową sytuacją. Dokonałaś dobrego wyboru! Nie ma nic piękniejszego niż szansa mojego rozwoju wśród rówieśników. Zobaczysz, jeszcze zaskoczę Cię Mamciu wierszykiem wypowiedzianym z pamięci, piosenką zaśpiewaną dla Ciebie,rysunkiem o naszej miłości, samodzielnie ubranymi spodenkami, a może nawet uświadomię sobie, że sprzątanie po zabawie, to nie taki diabeł jak go malują. Dzięki Tobie mogę nauczyć się tego wszystkiego w przedszkolu. Tylko musisz wierzyć we mnie – będzie dobrze! Tylko bądź dzielna. Nie płacz za mną w pracy i po drodze do niej – nie robisz mi krzywdy. Nie żegnaj się ze mną zbyt długo, przed wejściem do Sali. Ukochaj mnie najmocniej, najmocniej, najmocniej, na ucho szepnij, że kochasz, że wrócisz i…idź odważnie. Nie zastanawiaj się czy dobrze zrobiłaś oddając mnie do przedszkola – Ty mnie nie oddajesz, Ty mnie rozwijasz. Nie przerażaj się moim płaczem podczas pierwszych dni – w ten sposób chcę ci powiedzieć, że będę tęsknił, że Cię kocham… A Ty Mamciu, swoją mądrością, rozsądkiem i konsekwencją naucz mnie proszę czekać na Ciebie ze spokojem w moim małym serduszku, a obiecuję, że za jakiś czas sam będę ciągnął Cię za rękę do moich przedszkolnych przyjaciół… wszyscy potrzebujemy czasu na odwagę..."

Każdorazowo kiedy czytam ten tekst łzy napływają mi do oczu. Myślałam, że będzie łatwiej skoro pracowałam w przedszkolu do którego idzie Gabryś i doskonale wiedziałam jak funkcjonuje od środka. Nie miałam się czego bać bo wiedziałam, że będzie miał dobrą opiekę. Nie chciałam być jedną z tych Matek które w progu, widząc swoje płaczące maleństwo odpuszcza i zabiera je do domu. I nie  chciałam być tą która czatuje pod drzwiami nasłuchując czy nie płacze. Przerzucenie do sali poszło bez problemu. Mimo jego płaczu i mimo łez w moich oczach nie odpuściłam, ale pod drzwiami spędziłam następne 10 minut. "To tylko dwie godziny" powtarzałam sobie w myślach. Ostatecznie przyszłam po niego po godzinie, bo serce rozpadało mi sie na milion kawałków. Zajrzałam do sali. Nie płakał. Podbiegł do mnie z uśmiechem i dał jednoznacznie znać, że było fajnie. Kolejne dni były różne. Jedne okraszone płaczem inne śmiechem. Dzisiaj odprowadziłam go po raz ostatni. Zajęcia adaptacyjne się kończą, a Gabryś do przedszkola wróci w listopadzie 
kiedy skończy 2,5 roku. Zostawił mnie już w korytarzu w biegu krzycząc "pa pa", a ja po raz pierwszy od poniedziałku wyluzowałam i mogę zająć się sobą.

BĘDZIE DOBRZE!