Odkąd pamiętam, zawsze otaczało mnie mnóstwo ludzi. Jestem osobą otwartą i zawsze lubiłam przebywać z większą grupą znajomych. Wiedziałam, że gdzie się nie ruszę, to spotkam kogoś kogo znam i kto chętnie napije się ze mną kawy, herbaty czy piwa. Samotne siedzenie w domu po prostu mnie nudziło. Wokół mnie musiało się coś dziać i zawsze musiałam mieć kogoś przy sobie.
Kiedy zaszłam w ciążę, w zasadzie wiele się nie zmieniło. Ciągle wychodziliśmy na imprezy, jednak do domu wracaliśmy zdecydowanie wcześniej i w stanie zdecydowanie bardziej znośnym. Nie było już długiego sączenia piwka wieczorami, czy nocnych przechadzek po klubach. Wszystko się uspokoiło, ale nadal miałam przy sobie ważnych dla mnie ludzi. Na żywo, czy przez telefon.
Kiedy urodził się Gabryś, fala znajomych spłynęła na nasz dom. Każdy chciał zobaczyć nowego członka naszej paczki i oficjalnie go przywitać. Kiedy wielki BUM minął, znajomi zaczęli znikać. Winę za to zwalałam, na to, że mieszkaliśmy u moich rodziców w jednym pokoju razem z dzieckiem. Nie mogliśmy więc posiedzieć do późna i gadać o głupotach, bo Młody przebudzał się przy każdym głośniejszym dźwięku.
W pewnym momencie poczułam się całkiem SAMA. Nie było już nikogo kto wpadałby na kawę częściej niż raz na miesiąc. Sama nie mogłam tego zrobić, bez Młodego na rękach. Zdarzały się dni,kiedy chciało mi się wyć w niebo głosy, bo zwyczajnie nie miałam się komu wygadać. Jeśli już ktoś taki się pojawił, to czułam się jakbym mówiła do ściany, bo druga strona dzieci nie miała,więc jak mogła zrozumieć? O czym miałam z nią rozmawiać? O tym, że karmienie piersią mi nie idzie? Że Młody pół nocy nie spał bo kolkę miał? A może o tym, że kupa była zielona i cały dzień przeglądałam internet żeby dowiedzieć się dlaczego?
Paradoksalnie jednak, na portalach społecznościowych, gdzie zamieszczałam zdjęcia Gabrysia, wszyscy się nim zachwycali i gratulowali mi cudownego synka, raz po raz powtarzając w komentarzach, że muszą nas odwiedzić. Na komentarzach w 90% przypadków jednak się kończyło, bo dobrze jest być "Ciocią" czy "Wujkiem", ale tylko na odległość.
Miałam nadzieję, że wiele zmieni się, kiedy przeprowadzimy się do mieszkania. W końcu Gabryś zyskał swój pokój, a i my mieliśmy swoje cztery kąty niedużego, ale jednak - salonu, w którym możemy przyjmować znajomych. Niestety na nadziei się skończyło. W najlepszym przypadku, ktoś zagląda do nas raz w tygodniu, a w najgorszym to przez 2 miesiące nikt nie przyszedł i nawet nie pofatygował się z SMSem co u nas, jednocześnie cięgle pozostając w kontakcie komentarzowym pod zdjęciami na FB.
Najbardziej śmieszą mnie czasem pojawiające się krótkie wiadomości, mające na celu uzyskanie wszystkich - potrzebnych to tworzenia plotek - informacji. Bo potem fajnie jest z tą drugą czy trzecią koleżanką skomentować co to się u nas dzieje, przy piwku w barze.
Niechętnie, jednak muszę stwierdzić, że Młodzi rodzice, są swego rodzaju trędowatymi wśród swoich znajomych. Odsuwani na dalszy tor, z dziwnych i bliżej nieokreślonych powodów. Bo czy to, że nie chcę pić wódki do nieprzytomności oznacza, że jestem kimś gorszym, kto nie jest wart tego, żeby poświęcić mu odrobinę czasu?
Z tego miejsca chciałam podziękować tym, którzy przez ten cały czas przy nas byli. Jeśli nie blisko na wyciągnięcie ręki, to w telefonie czy w internecie. Tym którzy zapraszali nas na swoje większe i mniejsze uroczystości i imprezy, mimo to, że przychodziliśmy na nie z dzieckiem i tylko na godzinę czy dwie.
Ja takie skutki samotności odczuwam już teraz, będąc w ciąży. Zanim w nią zaszłam,mimo tego że pracowałam na 2 zmiany ciągle spotykałam się ze znajomymi na plotki, czy piwko (albo jedno i drugi). Po przejściu na zwolnienie lekarskie, każdy obiecywał częstsze spotkania, bo przecież tyle teraz czasu będę miała... Z miesiąca na miesiąc spotkań, a nawet telefonów od znajomych niestety coraz mniej.. Spodziewam się, że jak mała się urodzi, to zostanie to ograniczone jeszcze bardziej..
OdpowiedzUsuńNiestety zauważam, że takie zachowania najbliższych osób są coraz częstsze... Nie rozumie tylko dlaczego tak sie dzieje? Przecież nasze charaktery się nie zmieniają. Zmieniają się tylko priorytety...
UsuńNajważniejsze, żebyś była szczęśliwa ze swoją rodzinką, a te portale społecznościowe... zbieracze znajomych, z którymi jesteśmy tylko na "cześć"...
OdpowiedzUsuńPortale społecznościowe...HA! Dokładnie tak jak piszesz. Ostanio usunęłam wszystkich znajomych i ponownie zaprosiłam tylko garstkę tych którzy ciągle są ze mną.
UsuńBo dzieci są fajne,ale cudze i na odległość. Facebook taki już jest,masz dużo lajków,a mało znajomych w realu. Ja się cieszę,że nikt nie przychodzi do nas. Mogę chodzić w piżamie cały dzień,nie muszę ciągle sprzątać,a jak chcę z kimś pogadać,to dzwonię i się umawiam.
OdpowiedzUsuńSzczególnie fajnie jest jak ktos we wtorek mija mnie na ulicy i udaje, że nie widzi, a nastepnego zaprasza do znajomych na FB. Wiesz, że ja nigdy nie mialam takiego "dnia piżamiaka"? A myślę, że całkiem by się przydał :)
UsuńMiałam podobne odczucia. Teraz jest mi już wszystko jedno. U mnie było o tyle gorzej, że już przed ciążą wyprowadziłam się do innego miasta. Starzy znajomi olali mnie, bo nie będą mnie odwiedzać skoro mieszkam kilkanaście kilometrów dalej. Po urodzeniu Karola kontakty zupełnie się urwały. Myślę, że to zweryfikowało, kto tak naprawdę jest przyjacielem a kto tylko znajomym. Ps. nie przepadam za portalami społecznościowym.
OdpowiedzUsuńBardzo chciałam i starałam się, żeby mi też było wszystko jedno. W wielu przypadkach sie udało, ale w kilku... Ech. Ciągle jest mi przykro i chyba czuję żal.
UsuńU nas tak nie było. CO prawda nigdy nie prowadziliśmy bujnego życia towarzyskiego, ale za to po pojawieniu się dzieci nic się nie zmieniło :)
OdpowiedzUsuńHaha :D Jakieś plusy są :P
UsuńJa u siebie też zauważyłam takie zmiany po urodzeniu dziecka, ale w dużym stopniu to wynikało z mojej winy, po prostu nie miałam już wspólnych tematów ze znajomymi którzy dzieci nie mieli, nie mogliśmy już imprezować tak jak wcześniej, więc i kontakty się urwały ( tzn. pozostałe te na portalach :D ). Dla mnie jeżdżenie z dzieckiem nawet na imprezki rodzinne było męczące, bo zamiast rozmawiać i się dobrze bawić i tak musiałam cały czas się zajmować dzieckiem, więc jakoś sama się przyczyniłam do tej izolacji od znajomych :).
OdpowiedzUsuńNajważniejsza jest rodzina i to, żebyś była w niej szczęśliwa! A znajomi z drugiej strony monitora pojawią się i znikną i nie przywiązuj do tego uwagi... ja już dawno przestałam się tym przejmować. Dobrze Nam jest razem a to najważniejsze!
OdpowiedzUsuń